Chciwość
W filmie „Chciwość” jest taka poruszająca scena dialogu pomiędzy analitykiem giełdowym Erikiem Dale’em, granym przez Stanleya Tucci (m.in. „Raport Pelikana”), a szefem zespołu maklerów giełdowych Willem Emersonem, granym przez Paula Bettany’ego (m.in. „Piękny umysł”). Obraz J.C. Chandora opisuje pierwsze 24 godziny globalnego kryzysu finansowego na Wall Street w 2008 roku. Kulisy wydarzeń, które zmieniły cały świat i były początkiem upadku takich potęg finansowych jak Lehman Brothers. Jeden z największych kryzysów finansowych w historii kapitalizmu, który zachwiał wieloma gospodarkami świata.
Dialog jest poruszający nie tylko dlatego, że świetnie zagrany, ale także dlatego, że ukazuje różnicę między realną pracą, a zbijaniem majątków na obrocie akcjami. Zapamiętałem tę scenę i zakochałem się w niej od pierwszego obejrzenia. W tym filmie jest jeszcze kilka innych kultowych scen, jak choćby ta, w której Jeremy Irons mówi do Kevina Spacey: „Daj spokój, to tylko pieniądze. Wymyślone. Papierki z obrazkiem, żebyśmy nie musieli zabijać się o jedzenie. Zawsze był i będzie ten sam procent wygranych i przegranych, radosnych farciarzy i smutnych frajerów, tłustych kotów i biednych psów”, ale scena dialogu między Tuccim a Bettanym głębią swego przekazu wrażenie robi najmocniejsze.
Stanley Tucci:
– Wiesz, że kiedyś wybudowałem most?
Paul Bettany:
– Słucham?
Tucci:
– Most.
Bettany:
– Nie wiedziałem.
Tucci:
– Byłem inżynierem… Z Dilles Bottom w Ohio do Moundsville w Wirginii. Wisi 300 metrów nad rzeką Ohio. Korzysta z niego 12 tysięcy 120 osób dziennie. Skraca o 35 mil drogę pomiędzy Wheeling i New Moundsville, co daje dziennie około 847 tysięcy mil jazdy, czyli 25 milionów 400 mil miesięcznie. 304 miliony 900 tysięcy zaoszczędzonych mil rocznie… Ukończyłem ten projekt w 1986, 22 lata temu. Przez te wszystkie lata dzięki temu mostowi zostało zaoszczędzone 6 miliardów 700 milionów mil podróży z prędkością powiedzmy 50 mil na godzinę, co daje 134 miliony 164 tysiące 800 godzin, a to 559 tysięcy 20 dni. Tak więc ten most zaoszczędził ludziom łącznie 1531 lat ich życia, których nie zmarnowali w pierdolonym samochodzie. 1531 lat…
Co po ośmiu latach rządów zostawiło po sobie Prawo i Sprawiedliwość? Co powstało z wielkich projektów inwestycyjnych w rodzaju programu Batory, Ostrołęka II, stu mostów i stu obwodnic, elektrowni atomowej, programu Izera czy sztandarowego projektu IV RP – CPK? Niedokończony przekop przez Mierzeję Wiślaną za 2 mld złotych, który kosztuje rocznie budżet państwa 4 miliony, albo płot na granicy z Białorusią, który można było sforsować przy pomocy drabiny lub podkopem.
Na postawione tu pytania jest odpowiedź znana od dawna. Obóz Zjednoczonej Prawicy zostawił po sobie wyłącznie zdemolowane państwo, chaos w systemie prawnym i zabetonowane instytucje, które chroni całkowicie posłuszny Kaczyńskiemu Andrzej Duda. W wieczór wyborczy 15 października, prezes PiS, gdy już wiadomo było, że będzie musiał oddać władzę, powiedział obitym obuchem politykom swej partii i milionom telewidzów: „będzie się działo, obiecuję”. Doskonale wiedział, co mówi, znając świetnie naturę wyborców liberalnych, którymi rządzi się trudno z definicji – ruszyć zabetonowane państwo będzie trudno, a wyborcy liberalni znani są z niecierpliwości i wiecznego malkontenctwa. Bo tak mają, z definicji.
Rób, jak uważasz, ale uważaj, jak robisz
Gdy do firmy przychodzi nowy zarząd, zwyczajowo dostaje od właścicieli 3 lata na zmiany, sprzątanie i wdrożenie nowych rozwiązań, zwiększających zyski. Tak jest przyjęte w biznesie. Te 3 lata zarząd dostaje także wtedy, gdy szefem Rady Nadzorczej jest osoba przychylna zarządowi, a nie człowiek poprzedniej ekipy, który robi wszystko, aby poprzedni zarząd wrócił do firmy. Ale z jakichś powodów część wyborców liberalnych uparła się, aby nowy rząd rozliczyć już po roku i to nawet wtedy, gdy w pałacu zasiada oddana bez reszty poprzedniemu obozowi władzy osoba, pełniąca obowiązki głowy państwa, która swoją elekcję i reelekcję zawdzięcza w 100% partii, z której się wywodzi. Najnowszy przykład serwilizmu bez żadnych zahamowań? Skierowanie do „Trybunału Konstytucyjnego” nowelizacji ustawy o sporcie, która zmienia zasady finansowania związków sportowych, chroni dzieci i znosi dyskryminację kobiet. Powód? Ochrona PKOl i jego prezesa. Zależności między Dudą a Piesiewiczem są powszechnie znane – Piesiewicz zawdzięcza prezesurę PKOl Dudzie, zgłoszenie Dudy do gremiów MKOl to robota Piesiewicza. Jednym słowem: „Duda Piesiewicz, dwa bratanki”.
Rozliczanie Koalicji 15 Października już po upływie roku, w dodatku w sytuacji, kiedy najbardziej znaczące reformy blokuje Duda, jest mocno nie fair, ale bojkot wyborów prezydenckich, bo „Tusk obiecał rozliczenia, ale rozliczeń nie ma”, jest przejawem infantylizmu i w istocie swojej – egocentryzmu, skupianiu się na sobie i swoich oczekiwaniach, zapominając o tym, co naprawdę ważne. A naprawdę ważne jest domknięcie rozpoczętej w październiku 2023 roku naprawy państwa. Bez prezydenta pochodzącego z obozu demokratycznego (którym może być wyłącznie Rafał Trzaskowski, bo myślenie o Szymonie Hołowni w roli głowy państwa jest całkowicie nierealne), nie da się nic zrobić i czeka nas całkowity paraliż państwa oraz przyspieszone wybory. Gra Kaczyńskiego jest tu czytelna jak pierwsza czytanka. W obliczu prezydentury Trumpa, nastawionej w całości na wojnę polityki Putina oraz rosnących w Unii Europejskiej sił skrajnie prawicowych, utrwalenie obecnego pata w polskiej polityce byłoby dla Polski bardzo niebezpieczne i fatalne w skutkach.
Każdy, kto nawołuje dziś do bojkotu majowych wyborów de facto wspiera obóz Prawa i Sprawiedliwości, przy czym argument, że to nauczka dla polityków jest równie nietrafiony, bo kto jak kto, ale politycy akurat zawsze sobie poradzą. Powrót Kaczyńskiego do władzy uderzy w tzw. zwykłych obywateli i w organizacje pozarządowe, a nie w polityków. Jeśli hunwejbini obozu demokratycznego tego nie rozumieją, czas najwyższy, aby przejrzeli na oczy.
Jasne, oczywiście, że to politycy powinni zabiegać o wyborców, a nie odwrotnie, ale tak się akurat składa, że jedni i drudzy jadą na jednym wozie. Rolą polityka, wynajętego do pracy przez wyborców, jest realizacja obietnic i programów, ale rolą wyborców jest wspieranie swoich wybrańców, a krytyka powinna być przede wszystkim rzetelna. To, z czym mamy do czynienia obecnie to krytyka wyłącznie emocjonalna. Nie mam nic przeciwko krytykowaniu polityków, ale nie akceptuję krytyki, która nie jest oparta o wiedzę i fakty.
Częściowo winny jest tu premier, który mimo niezliczonych apeli do dzisiaj nie powołał rzecznika rządu, z drugiej jednak strony wyborcy przyjęli wygodną dla siebie postawę bierności, a to równie zła postawa jak nierzetelna krytyka. Prawda jest taka, że rolę rzecznika rządu przejęły konta społecznościowe poszczególnych ministerstw, zwłaszcza na platformie X, gdzie można pozyskać naprawdę głęboką wiedzę na temat prac ministr i ministrów rządu Donalda Tuska. Rządzący wyszli po prostu z założenia, że wyborcy powinni wykazać się aktywnością i sami zdobywać wiedzę o pracy rządu. Jest w tym jakiś sens, najwyższy bowiem czas, aby zaktywizować wyborców. Rzecz w tym, że nadal nie trafia to na podatny grunt.
Populizm u liberałów jest groźniejszy niż u autokratów
Przygotowując się do tego felietonu, przejrzałem konta społecznościowe kilku ministerstw, ale dziś chciałbym skupić się na tym, które szczególnie atakowane jest przez „jastrzębi” z demokratycznej strony. Chodzi o Ministerstwo Sprawiedliwości. Z platformy X dowiedzieć się można między innymi o tym, że:
– procedowanych jest blisko 70 projektów ustaw, z czego 30 jest już w procesie rządowym, w tym: elektronizacja korespondencji z sądami, zniesienie ubezwłasnowolnienia, zwiększenie karalności sprawców wypadków drogowych, szeroka reforma prawa karnego, wnioski o wpisy do KW przez notariuszy, rozszerzenie e-KRS, prawo restrukturyzacyjne („dyrektywa drugiej szansy”), „women on boards” (równowaga płci w organach spółek giełdowych), przekształcenie AWS w szkołę zawodową, testamenty audiowizualne,
– resort przeszedł największą od lat reorganizację,
– ograniczane są delegacje sędziów i prokuratorów do MS,
– na stanowiska kierownicze organizowane są konkursy,
– działa rejestr umów cywilnoprawnych dostępny na stronie internetowej Ministerstwa Sprawiedliwości, pokazując, że instytucje państwa mogą działać przejrzyście,
– działają 4 komisje kodyfikacyjne,
– stałymi partnerami MS są NGO-y,
– udało się zakończyć erę represji wobec sędziów i prokuratorów, odblokować miliardy złotych z Krajowego Planu Odbudowy oraz przywrócić niezależność prokuratury,
– Polska dołączyła do Prokuratury Europejskiej, wysyłając ważny sygnał o naszym zaangażowaniu w międzynarodowe standardy praworządności,
– Minister Sprawiedliwości nie powinien być jednocześnie Prokuratorem Generalnym. Komitet Stały Rady Ministrów zaakceptował projekt ustawy rozdzielającej te funkcje. Jeszcze w grudniu powinien on trafić pod obrady Rady Ministrów. Ustawa ta to milowy krok na drodze przywracania i umacniania praworządności w Polsce. To zapewnienie bezpieczników demokracji na wypadek pojawienia się wśród polityków sprawujących władzę zakusów zbliżonych do tych, jakie reprezentował Zbigniew Ziobro. W Ustawie zapisana jest kilkuetapowa, transparentna procedura zgłaszania i wyboru PG przez Parlament oraz powołanie ważnej, opiniodawczej Rady Społecznej przy tym urzędzie. Zapewniona jest też autonomia budżetowa Prokuratury,
– uchwalone zostały ustawy o KRS i TK,
– zmieniona została definicja zgwałcenia w KK,
– zakończone zostały prace nad ustawą frankową, gruntowną reformą biegłych oraz ustawą o wykonywaniu orzeczeń ETPCz.
Z kolei w kwestii budzącej największe emocje, dowiedzieć się można, że w sprawie Funduszu Sprawiedliwości kilkanaście osób ma już postawione zarzuty, w tym wiceministrowie Woś i Romanowski, który ponadto ścigany jest Europejskim Nakazem Aresztowania oraz czerwoną notą Interpolu. W sprawie afery RARS ośmiu osobom postawiono zarzuty, w tym byłemu prezesowi agencji, który aktualnie czeka na ekstradycję do Polski w brytyjskim areszcie. W sprawie kilometrówek wyłudzonych z budżetu UE postawione zarzuty ma Ryszard Czarnecki. W aferze hejterskiej czterech sędziów jest w procedurze uchylenia immunitetów. W aferze NCBiR – kilkadziesiąt osób ma postawione zarzuty, w tym członkowie byłego kierownictwa. W aferze Collegium Humanum – kilkadziesiąt osób z zarzutami, w tym były rektor. W aferze „zegarkowej” w MON złożony został w sądzie akt oskarżenia wobec dwóch osób. Były Komendant Główny Policji ma postawione zarzuty w sprawie wybuchu granatnika. Dziewięć osób, w tym były min. Wawrzyk, ma postawione zarzuty w aferze wizowej. Dziewięciu kolejnych polityków – R. Wilk, Ł. Mejza, M. Wąsik, M. Kamiński, G. Braun M. Dworczyk, D. Obajtek, J.K. Arendarski i K. Szczucki – jest w procedurze uchylenia immunitetów. Setki zawiadomień, dziesiątki śledztw, kilka zespołów śledczych, intensywna współpraca z sejmowymi Komisjami Śledczymi oraz trudna do zliczenia ilość podejmowanych czynności, to codzienna praca ministerstwa i Prokuratury Krajowej.
Jeśli to wszystko to jest nic, to nie wiem, co jeszcze miałoby być robione, żeby zaspokoić oczekiwania krytyków. Tak, wiem – areszty powinny być pełne polityków dzisiejszej opozycji. Nie mam jednak dobrej wiadomości dla tych wszystkich, którzy żądają więcej. Otóż w praworządnym państwie prawa każdy adwokat ma cały repertuar możliwości, aby wyroki opóźniać zgodnie z prawem. Zażalenia, odwołania, skargi – obrońca Romanowskiego, mec. Lewandowski, nie jest tu jakimś specjalnie wyjątkowo uzdolnionym prawnikiem, każdy prawnik zna ten repertuar jak własną kieszeń. Jeśli do tego dołoży się totalny chaos systemu sądownictwa, do którego doprowadzili Ziobro i PiS, a który sprowadza się do tego, że każde złożone pismo procesowe rozpatrywane jest miesiącami, jawi się ponura prawda: proces rozliczeń będzie trwał latami. Poza tym, po co się spieszyć, skoro w pałacu urzęduje ktoś, kto tylko czeka, aby podpisać kolejne ułaskawienia?
Jeśli ktoś obrywa z obu stron, to często znak, że idzie właściwą stroną drogi. Dla PiS-u i jego zwolenników minister Bodnar i jego ekipa to „bodnarowcy” (nawiązanie do banderowców jest oczywiste), zaś dla hunwejbinów PO Bodnar jest „miękiszonem”. Z tym że, jeśli ktoś krytykuje Bodnara, to znaczy, że krytykuje też Donalda Tuska, bo teza, że minister sprawiedliwości robi cokolwiek bez konsultacji i zgody premiera, jest tezą z gruntu fałszywą. Z jakichś powodów, nie trzeba być szczególnie bystrym, aby się domyślać z jakich, Tusk zrobił ministrem sprawiedliwości w swoim rządzie zagorzałego legalistę i nie ma żadnych dowodów na to, aby miało się to zmienić.
Czy jest coś, co mi się nie podoba? Oczywiście, że jest. Przede wszystkim na poważną krytykę zasługuje polityka informacyjna rządu, która, mimo powtarzanych od roku postulatów, nadal nie różni się niczym od polityki informacyjnej schyłku rządów PO/PSL. A czasy są dzisiaj nieporównywalnie trudniejsze niż wtedy. Krytycznie patrzę też na pracę niektórych ministr i ministrów, ale to opowieść na inny felieton. To, co jest dla mnie najważniejsze po tym pierwszym roku rządów, to likwidacja szczujni TVP, powrót Polski do grona państw, z którymi liczą się przywódcy światowi i europejscy (w obliczu działań Putina i nadchodzących czterech lat Trumpa to wartość bezcenna) oraz sanacja państwa prawa. To, nad czym rząd powinien skupić się w drugim roku, to dalsza naprawa systemu sprawiedliwości, realizacja obietnic złożonych kobietom i utrzymanie stałego wzrostu PKB. Nie da się tego wszystkiego zrobić bez wygranych wyborów prezydenckich. To truizm, ale czasem mam wrażenie, że wielu o tym zapomina.
Co naprawdę grozi demokracji, jeśli wybory prezydenckie wygra PiS
W 1989 roku wielki ruch Solidarności podzielił się na dwa, z grubsza rzecz ujmując, bloki: liberałów i prawicowych populistów. Tak powstał Tusk i Kaczyński. Efektem podziału był szybki powrót do władzy postkomunistów z SLD. Na skutek afer SLD do władzy doszedł tandem Kaczyński-Ziobro i za pierwszych rządów stworzył podwaliny pod IV RP – patologiczny system władzy, który powrócił po ośmiu latach, by dopiąć ten system i przejąć państwo wyłącznie na potrzeby własne. Kolejny powrót do władzy tej formacji oznaczać będzie nie tylko ich całkowitą bezkarność, ale też przejęcie państwa na dekady oraz polityczną zemstę na przeciwnikach politycznych bez zachowania jakichkolwiek zasad prawa. Mam wrażenie, że niektórym wyborcom liberalnym dokładnie na tym zależy, bo po roku „sądy powinny być zarzucone aktami oskarżenia, a areszty pełne polityków PiS”. Warto w tym miejscu przytoczyć słowa Jana Pawła II: „Historia uczy, że demokracja bez wartości łatwo przemienia się w jawny lub zakamuflowany totalitaryzm”.
Warto też przytoczyć inne słowa, słowa czołowego intelektualisty obozu Zjednoczonej Prawicy, profesora Krasnodębskiego: „Uważam, że zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu jest większe niż ze strony Wschodu. (…) Rosja jest brutalna, Rosja może wypowiedzieć wojnę, ale Polacy wiedzą w sensie duchowym czy psychologicznym, jak z takim niebezpieczeństwem się obejść. Putin nas nie dzieli, ale łączy. Natomiast UE posługuje się zupełnie innymi środkami. Raczej zachętami, pieniędzmi, siłą miękką, na pewno atrakcyjnością”. Wypowiedź ta pochodzi z 2022 roku, a więc z czasów, gdy Putin prowadził już pełnoskalową wojnę w Ukrainie. Czy to jest wypowiedź głupia? Bez wątpienia, ale jest też to wypowiedź obrazująca rzeczywiste myślenie tego obozu, to, jak Kaczyński i jego armia wyznawców postrzega współczesny świat. Dodajmy dla pełnego obrazu, że spotkania z Krasnodębskim promowane są dzisiaj przez AfD, ugrupowanie nie tylko antyunijne, ale także antypolskie, które Niemcy wschodnie nazywa Niemcami środkowymi, uznając ziemie zachodniej Polski za należące do Niemców.
To Zachód jest zagrożeniem dla Polski. Unia Europejska jest złem, z którym należy walczyć. Za to Wschód jest nam znany i nie stanowi zagrożenia. To mówi człowiek wykształcony, z tytułem profesorskim. I nie jest to wcale myślenie odosobnione – to jest główny nurt w polityce Zjednoczonej Prawicy. Jeśli więc słyszę głosy: „mam gdzieś wybory prezydenckie, niech je przegrają, niech poczują, czym tak naprawdę jest PiS”, nie dowierzam, jak można być tak krótkowzrocznym.
Kończąc…
Jarosław Kurski w niedawnym wywiadzie powiedział, że przyszłoroczne wybory prezydenckie to będzie wojna „do krwi ostatniej”. Nie da się zaprzeczyć. Dla obu głównych aktorów sceny politycznej (innych realnie nie ma) to kwestia fundamentalna – Kaczyński walczy o przetrwanie (proces rozliczeń i finansowania partii), Tusk walczy o utrzymanie władzy i realizację obietnic złożonych wyborcom podczas kampanii, czyli o coś, co w polityce jest najważniejsze – sprawczość. W tym kontekście nawoływanie do bojkotu tych wyborów z powodu „braku rozliczeń” jest zachowaniem nieakceptowanym, a wręcz, przepraszam, śmiesznym.
Koalicja 15 Października nie jest koalicją łatwą (która koalicja jest łatwa?). Ścierają się w niej różne poglądy, a każde ugrupowanie walczy o zachowanie swojej tożsamości i o to, aby nie zostać przystawką Koalicji Obywatelskiej. Jednak Tusk zarządza tym całym kramem bardzo mądrze i pozwala realizować się koalicjantom. A to pod obrady rządu wejdzie projekt Lewicy, a to PSL, a to projekt Polski2050, a to KO. Najnowszy przykład tej współpracy to wniesienie pod obrady Sejmu projektu „ustawy incydentalnej” marszałka Hołowni.
Ale uwaga – drogie polityczki i drodzy politycy Koalicji 15 Października – wyrozumiałość dla was nie będzie trwać wiecznie. Uczciwie dany wam czas mija rok po wyborach prezydenckich, jeśli wybrany zostanie kandydat obozu demokratycznego. Rok po wyborach to wystarczająco dużo czasu, aby pokazać wyborcom sprawczość. Taki symboliczny most z Dilles Bottom w Ohio do Moundsville w Wirginii. Po tym czasie nie będzie już żadnej taryfy ulgowej.
Co niniejszym Państwu deklaruję publicznie.
8 odpowiedzi
Świetny tekst. Podpisuję się pod nim obiema rękami. Ludzie traktują politykę jak TV show, w którym „krew” ma się lać już w pierwszym odcinku. Tak było np. z Sejmlix, ile ludzi to oglądało, nawet w kinach? Wygrana kandydata demokratycznego, to jest tak ważna rzecz, że nie wyobrażam sobie żeby ktoś mógł zostać w domu i nie głosować
Dziękuję za komentarz. Cieszę się, że tekst się podobał.
Pozdrawiam. JL.
Zgadzam się we wszystkich aspektach, ale jest jeden problem: tempo.
W demokratycznym państwie prawa nie będzie szybko. Piszę o tym w tekście.
Pozdrawiam. JL
Hej. Trafiłem tu z 🦋. Fajny tekst – puszczę dalej. Pozdrawiam. Piotrek
Hej. Dzięki. Puść dalej. 🙂
Panie Jacku,
Ze swej strony zaproponuje pozbycie się słowa pan, ale decyzję pozostawiam Panu. Opis bieżącej sytuacji w której znajduje się Polska (eufemizm?) jest jednak, trochę bardziej skomplikowana. W dużej części zgadzam się z pańskimi tezami. Niemniej, pozostaje kilka, o których chętnie podyskutuję. Rzecz jasna, jeśli będzie Pan miał ochotę i czas. Z wyrazami szacunku Krzysztof Nowak.
Jestem za skracaniem dystansu w kontaktach interpersonalnych 🙂
Słucham zatem i otwieram dyskusję. 🙂
JL