Luty 2011 roku.
W lutym 2011 napisałem dla jednego z poznańskich dealerów Audi tekst o Audi A5 Sportback. Wtedy była to absolutna świeżynka, dziś to auto miałoby już ponad 10 lat. Wracam do tamtego testu, bo samochód ten, mimo upływu lat, nadal jest interesującym wyborem, nawet po dekadzie od premiery, jako mocna alternatywa dla nowych konstrukcji. Wiele rozwiązań opisywanych tutaj, dzisiaj jest już absolutnym standardem w autach niższej klasy – tak właśnie wygląda ten niesamowity rozwój motoryzacji.
Galeria zdjęć Audi A5 Sportback i Audi 100 Coupe S poniżej tekstu.
Zapraszam serdecznie.
Dzień pierwszy – oczekiwanie.
Kilka dni przed odbiorem auta z poznańskiego salonu Audi Krotoski-Cichy (dziś Grupa Cichy-Zasada) otrzymuję wiadomość, że samochód jest już prawie przygotowany. Umawiamy się na piątek po południu. Od czwartku czuję już lekkie podniecenie, które, czym bliżej piątku, przeradza się momentami w niebezpieczną utratę koncentracji. Tylko ktoś z domieszką benzyny we krwi rozumie ten dziwny stan. A5 w wersji Sportback działa na wyobraźnię. Ale czy gwiazda okaże się gwiazdą, czy tylko jej ułudą…? Zobaczymy.
Wreszcie nadchodzi piątkowe popołudnie. Idziemy do osobnego pomieszczenia, w którym stoi ona – gwiazda weekendu. Pierwsze spojrzenia. Oglądamy przede wszystkim auto pod kątem pakietu S-line. Lekko zmieniony przedni zderzak, znaczki S-line na błotnikach i na progach drzwi, dyfuzor w szaro-srebrnym kolorze z wkładką w kształcie plastra miodu. Dwie, chromowane rury wydechowe. Niska, masywna sylwetka. Chromowane elementy pięknie kontrastują z czarnym kolorem karoserii. Wszystko to robi naprawdę duże wrażenie. A5 Sportback czerpie garściami ze swojego starszego brata – Audi 100 Coupe S z lat 1968-74. Najwięcej podobieństw znajdziemy w tylnej części samochodu i bocznej linii. Audi 100 Coupe S był awangardą wśród samochodów w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku – wygląda na to, że A5 również taki będzie.
Po podpisaniu umowy wynajmu auta, wychodzę przed salon, gdzie czeka już na mnie ten oczekiwany przedmiot pożądania. Wsiadam. Najbardziej obawiam się czarnej podsufitki, ale duża ilość aluminiowych wstawek rozświetla wnętrze na tyle, że czarny kolor nad głową nie przeszkadza tak, jak jest to w Lexusie IS w wersji F-Sport. W Sportbacku może być tylko jedno wykończenie wnętrza – czarne z elementami aluminium. Tak musi wyglądać sportowe auto. Ustalam pozycję za kierownicą – taką jak lubię. Kierownica maksymalnie wysunięta, fotel maksymalnie w dół – właśnie tak powinno być w aucie o sportowych aspiracjach. Tu jednak pierwsze zdziwienie – brak pamięci ustawień fotela. W tej wersji wyposażeniowej brak tego elementu jest co najmniej dziwne. Za to kierownica w wersji S-line rewelacyjnie leży w dłoniach. Piękne materiały, legendarne wykończenie wnętrza, które pamiętam jeszcze ze swojego pierwszego, i jak dotąd jedynego, Audi – Audi 80. Porównuję to z wnętrzem Passata CC, którym jeździłem kilkanaście dni wcześniej i porównanie zdecydowanie wypada na korzyść Audi. Wiadomo skąd różnica w cenie na poziomie 50-60 tysięcy. Ta myśl będzie się pojawiać przez cały weekend jeszcze nie raz.
Ruszam. Pierwsze kilometry już zapowiadają przyjemność, jaka mnie czeka przez najbliższe dwa dni. Bajka. Zawieszenie rewelacyjnie zestrojone, chociaż czasami daje odczuć, że to moment obrotowy silnika prowadzi samochód – dzieje się tak podczas gwałtowniejszych przyśpieszeń – jestem nieco zaskoczony, bo napęd quattro powinien to niwelować. Ale ogólne wrażenia są bardzo pozytywne. Porównanie z Passatem: kolejny punkt dla Audi. Jeżdżę sobie bez celu po mieście. Startuję spod świateł – na razie nie chcę wciskać pedału przyśpieszenia do podłogi. Samochód przyśpiesza i tak bardzo dobrze, myślę jednak, że nie ma tutaj jakiejś wielkiej różnicy z Insignią, czy Lexusem. Na legendarne 6,6 sekund do setki muszę poczekać na drogę poza miastem, gdzieś na odludziu, w bezpiecznych warunkach.
Jadę poza Poznań, do domu (to około 25 kilometrów krętej drogi, częściowo w lesie). Przy okazji mam możliwość sprawdzenia wbudowanego w system info-rozrywki zestawu Handsfree Bluetooth – po zmianie ustawień w telefonie, system bez problemów wyszukuje telefon i bardzo szybko przenosi do pamięci całą książkę telefoniczną. W ogóle cała obsługa tego systemu przy pomocy pokrętła i przycisków w konsoli centralnej jest bardzo łatwa i intuicyjna (tutaj dużo porównań z Insignią). Ekran nawigacji bardzo czytelny, różnokolorowy. Wszystko tu wygląda porządnie i elegancko, jak na klasę premium przystało.
Zabieram Beatę i wracamy do Poznania. Jedziemy do naszej ulubionej restauracji na częstą w piątkowe wieczory kolację. Parkujemy na Żydowskiej i tutaj doznaję dziwnego uczucia związanego z bezkluczykowym systemem otwierania, zamykania i odpalania samochodu. Żeby sprawdzić czy na pewno zamknąłem auto, podchodzę do niego, chwytam za klamkę i… otwieram drzwi. Zupełnie tak samo jak w Lexusie. Zamykam więc pilotem auto ponownie i z duszą na ramieniu (czy na pewno drzwi są zamknięte) idziemy do restauracji, odprowadzani zazdrosnymi spojrzeniami okolicznych gapiów, głównie młodych… Audi w tej wersji bez wątpienia przyciąga uwagę. Niepewność bierze się stąd, że po zaryglowaniu zamków nie składają się lusterka, tak jak dzieje się to na przykład w Lexusie, co jest wyraźną informacją zwrotną dla kierowcy. Później okaże się, że opcja ta była w ustawieniach wyłączona.
Po kolacji wracamy do domu. Jest już późno, więc droga jest już o tej porze pusta. Mogę wreszcie rozwinąć nieco skrzydła, sprawdzić manualną zmianę biegów przy pomocy manetek. I tutaj kolejne zaskoczenie na plus – manetki są zdecydowanie lepiej umieszczone niż w Passacie – tam gość od zaprojektowania tego elementu musiał mieć palce pianisty, bo dźwigienki w Passacie są za daleko od wieńca kierownicy a może po prostu dlatego, że kierownica w CC pochodzi od ciężarówki…
Na koniec dnia robię jeszcze kilka okrążeń wokół mojej rodzinnej miejscowości z synem na pokładzie. Syn jest zauroczony – jak ja, ale on bardziej odpowiedzialnie… Na koniec wjeżdżam do garażu. Wychodząc, rzucam ostatnie spojrzenie tego dnia – samochód naprawdę robi rewelacyjne wrażenie.
Plusy dodatnie: Silnik (rewelacyjna charakterystyka mocy i momentu obrotowego). Zawieszenie. Napęd quattro. Wykończenie wnętrza. Manetki przy kierownicy są dokładnie tam, gdzie powinny być. Rewelacyjna pozycja za kierownicą, sportowa a jednocześnie bardzo komfortowa.
Plusy ujemne: Brak pamięci ustawień fotela kierowcy. Nawigacja – wybór celu podróży nie jest tożsamy z wyznaczonym przez nawigację miejscem. System bezkluczykowy wymaga zaufania do rzeczy martwych – nie da się ręcznie sprawdzić, czy auto jest zamknięte, ponieważ chwycenie klamki drzwi powoduje, że zamki się otwierają (zmiana ustawień pojazdu poprzez wybór opcji „składane lusterka” rozwiązuje problem). Plastik okalający zegary, udający aluminum w kontraście z prawdziwymi wstawkami aluminiowymi – tak się tego nie robi w klasie Premium.
Ponieważ uznałem, że Audi A5 nie może mieć wad, zapożyczyłem od klasyka określenie „plusy dodatnie” i „plusy ujemne”.
Dzień drugi – adrenalina.
Dzień drugi zaczynam od przygotowania samochodu do zdjęć. Jadę z synem na myjnię. Oczekiwanie na mycie wykorzystujemy do głębszego zapoznania się z systemem info-rozrywki. Sprawdzamy ustawienia (odnajdujemy składanie lusterek przy zamykaniu samochodu). To wygodna funkcja – po pierwsze chroni lusterka, po drugie – potwierdza wizualnie, że samochód na pewno jest zamknięty. Lusterka fajnie się rozkładają – dopiero w momencie, kiedy uruchamiamy silnik. To bardzo efektownie wygląda. Testujemy też system dźwięku i czytanie danych z włożonej do slotu karty pamięci SD. Obsługa systemu audio jest bardzo wygodna i intuicyjna, ale sam dźwięk pozostawia niedosyt, zwłaszcza siedząc na tylnej kanapie – słychać tam głównie basy z subwoofera, tylnych głośników w drzwiach nie słychać prawie wcale. Nic nie daje regulacja pokrętła FADER. To spore rozczarowanie. Od firmowego systemu audio klasy premium należałoby oczekiwać więcej.
Umytym samochodem wracamy pod dom. Tutaj robimy zdjęcia. A5-tka prezentuje się dumnie i zadziornie. Czysta, czarna, w dziennym świetle, jeszcze bardziej podnieca. Po wykonaniu ponad setki fotografii „urywam się” spod domu i jadę do Poznania. Jak za dawnych lat, kiedy zaczynałem swoją przygodę motoryzacyjną od MZ-tki 250 (ach, co to był za motocykl!) – bez celu, dla czystej przyjemności jeżdżenia. Jestem sam w samochodzie, więc wreszcie mogę sprawdzić, na co to cudo stać. Jazda jest bajeczna – manewry wyprzedzania trwają dosłownie kilka sekund, i to w zasadzie bez potrzeby drastycznej redukcji biegów. Ja jednak chcę sprawdzić pełnię możliwości skrzynki S-tronic i najlepszego silnika na świecie. Używając manetek redukuję biegi przed wyprzedzaniem do 3 i startuję do przodu, zostawiając kolejne samochody za sobą. Bajeczna jazda! Szkoda, że okupiona średnim zużyciem paliwa w okolicach 17 l/100… Cóż – przyjemność kosztuje… Chociaż liczyłem, że będzie lepiej niż w przypadku Insignii 2,0 turbo.
Wracam do domu na obiad. Wieczorem planuję kolejną jazdę, tym razem z dziećmi. Tak też robimy. Nocna jazda samochodem odkrywa kolejną rzecz, która budzi zdziwienie – brak systemu doświetlenia zakrętów. To bardzo dziwne, tym bardziej, że auto posiada system reflektorów skrętnych i doprawdy trudno zrozumieć, dlaczego nie ma systemu doświetlającego zakręty. Zauważam jeszcze jedno – długie światła świecą jakoś dziwnie – tutaj ostatnio przeze mnie testowany Passat CC wypada lepiej. Zakładam jednak, że jest to kwestia regulacji i ustawień świateł.
Znowu wracamy do domu, wjeżdżam samochodem do garażu i już myślę o kolejnym dniu. Tym razem planuję dłuższą jazdę szosową w łagodnym tempie. Z takim nastawieniem żegnam się z „moim” autem. Niski, szeroki, jak bolid, czarny, ślicznie wygląda w garażu.
Plusy dodatnie: Elastyczność rewelacyjnego silnika TSFI i przyśpieszenia – bajeczna jazda!
Plusy ujemne: Brak doświetlenia zakrętów. Skomplikowana obsługa nawigacji w zakresie wyznaczania miejsca docelowego. Dziwnie świecące długie światła (jakby za wysoko). System audio dziwnie zestrojony – z tyłu słychać w zasadzie wyłącznie subwoofer.
Pytanie: do czego służą zatem żarówki halogenowe w zespolonych lampach przednich? Światła mijania i światła drogowe realizowane są przecież przez jedną bi-ksenonową lampę.
Dzień trzeci – starszy pan z rodziną za kierownicą bolidu F1.
W niedzielę nurtuje mnie ciekawość – czy da się pogodzić spokojną jazdę tym samochodem? Przecież to auto prowokuje. Zobaczymy. Zabieram rodzinę do Pobiedzisk – to około 40 km w jedną stronę. Chcę sprawdzić zużycie paliwa w trasie przy spokojnej jeździe. Staram się jechać naprawdę spokojnie, nie przekraczać 90-110 km/h. Taka jazda jest rewelacyjnie komfortowa, silnik pracuje cicho, auto trzyma się drogi jak przyklejone, wchodzi i wychodzi z zakrętów cudownie, co jest zasługą napędu quattro i niezależnemu zawieszeniu kół.
W drodze powrotnej cały czas myślę o tym, jak ciężko będzie mi się rozstać z tym cudem motoryzacji. Pytanie zasadnicze – na jak długo?
Plusy dodatnie: Trakcja na mokrej nawierzchni idealna. Ogromny komfort jazdy podczas spokojnej jazdy w trasie niespotykany dotąd przeze mnie w żadnym innym samochodzie.
Plusy ujemne: Tylna kanapa mało komfortowa na dłuższą podróż dla wysokich osób (czyżby komfortowe coupe to tylko ściema i marketingowy zabieg chłopców od dilerki???). Zużycie paliwa przy spokojnej jeździe na odcinku 80 km nie schodzi poniżej 10,6 l, należy założyć, że po ułożeniu się silnika i skrzynki biegów zużycie paliwa powinno być mniejsze. Nawigacja nadal wyznacza inne miejsce niż oczekiwane, po wybraniu miejsca zapisanego wcześniej w pamięci działa już prawidłowo.
Podsumowanie:
Tak jak oczekiwałem i tak jak się spodziewałem A5 jest majstersztykiem motoryzacyjnym. Jest jak dobra, wysokiej klasy muzyka – zyskuje z każdym kolejnym przesłuchaniem. I to najlepsza rekomendacja.