Szukaj
Close this search box.

Poza X-em naprawdę jest życie

Poważnie. Poza mediami społecznościowymi jest życie. I co najważniejsze, to życie nie jest anonimowe. W tym życiu wiesz, z kim rozmawiasz, widzisz jego prawdziwą twarz. Tutaj nikt nie nazwie cię kurwą, gnojem, skurwysynem, chujem, nie powie ci: wypierdalaj, albo łagodniej – skasuj się. Na X-e to norma, standard. Bo masz inne poglądy, bo masz pięć flag a nie dwie (obowiązkowo biało-czerwoną i krzyżyk).  

Gdy wchodziłem na Twittera ponad 10 lat temu, medium to wyglądało zupełnie inaczej – było alternatywą dla mediów tradycyjnych, spełniając ważną funkcję informacyjną. Twitter był platformą służącą szybkiej komunikacji. Owszem, zdarzał się hejt, ale ten był duszony w zarodku dzięki wysokim standardom Twittera, który nie bał się zawieszać kont, przekraczających granice. Można było zgłaszać takie konta i zgłoszenia te były rozpatrywane właściwie. Elon Musk zrobił z X-a platformę powszechnego gówna. Nawet zgłaszanie oczywistych naruszeń prywatności, dobrego smaku, hejtu, mieszania ludzi z błotem, kończy się odmową reakcji. Dociera do mnie coraz więcej głosów od znajomych ze świata realnego i z X-a, mówiących, że doszli do ściany. Jak ja.  

Musk doprowadzi wkrótce do tego, że X stanie się grajdołem całkowicie przejętym przez zorganizowane grupy płatnych trolli, frustratów i fanatyków, czy po prostu chamów, dla których platforma ta jest źródłem ulewania swoim chorym emocjom. Zdecydowana ich większość to współcześni bohaterowie Internetu – anonimy, które nie pokazują twarzy, o nazwisku nie wspomnę. Zobaczcie, ile osób pisze na X pod własnym imieniem i nazwiskiem, nie ukrywając twarzy. Nie mam oczywiście nic przeciwko prywatności, ale w większości przypadków nie o zachowanie prywatności chodzi, tylko o bezkarność. Całkowitą bezkarność.  

Wczoraj trafiłem na przejmujący i zmuszający do refleksji wpis twitterowiczki o nicku „Papaweryna”:  

Mój ojczym był alkoholikiem. Chlał jak knur, szmacił sąsiadów. Każdy kto był przeciw niemu stawał się wrogiem. Wrogiem alkoholika. 

Wyzywał matkę i nas – dzieci. Walił w nią jak w worek treningowy, a ona…  

Ona stawiała mu rano butelkę z wodą koło łóżka. Myła mu zasraną dupę, prała zaszczane gacie i zawsze usprawiedliwiała jego zachowanie – przed nami i ludźmi.  

Nie było gówna, którego nie posprzątała, nie było słów, których nie wytłumaczyła. 

Była współuzależniona. I uzależniona. 

Miała niskie poczucie wartości i jakąś chorą misję, w którą wciągnęła nas i innych.  

Dziś wszyscy się kłócą. Podzielony X podzielił się jeszcze bardziej. Jedni skaczą na drugich, drudzy na jeszcze innych.  

Imba o młodego Andrzeja Grabca.   

I wszyscy zapomnieli jaki był początek. 

A na początku był Krzysztof Luft i bzdury wyssane z palca, słuchane w podarowanej w prezencie przestrzeni. Słuchane jak prawda objawiona, przyjęte bez zastrzeżeń.   

I nawet, kiedy „objawiona prawda” okazała się kłamstwem natychmiast pojawia się grupa sprzątająca. 

To co nasrane zostaje zmyte z chodnika. 

Smród zostaje, ale może nikt nie poczuje. 

Potem kolejny fejk – przypisanie Andrzejowi Grabcowi matki, która matką jego nie jest.  

Nikt nie sprawdza, wszyscy łykają, kolejna prawda objawiona, hejt na chłopaka leje się strumieniami.  

Mój zapijaczony ojczym w wydaniu damskim X, brnie dalej – wpycha chłopaka w spółkę PKP Cargo, bryluje, wystawia dłonie z których współuzależnieni spijają nektar kłamstw.  

Chłopak przychodzi na pokój, tłumaczy się wszystkim – został radnym. Radnym z naszej strony, ze strony, która niby o tę Polskę walczyła.   

On już nie prosi o usunięcie kłamliwego wpisu, prosi tylko o sprostowanie. 

I właśnie jest zjadany – nie przez politykę – przez swoich.  

Robi się imba, trzeba obrać stronę, trzeba coś powiedzieć, trzeba cokolwiek. 

Nie, nie trzeba.  

Wystarczy przeprosić. 

„Przepraszam” przenosi góry. 

Ale jak przeprosić, kiedy przez to narazisz się ojczymowi – kobiecie?  

Jak to zrobić, kiedy mogą wyrzucić cię poza nawias zakrapianej imprezy? 

Ekipa sprzątająca już działa. Ktoś wrzucił do pralki zaszczane gacie, ktoś próbuje wytrzeć wacikiem ufajdaną gównem dupę.  

Jeszcze inny biegnie z butelką wody, żeby załagodzić cudzego kaca.  

Wciągają w to innych, tłumaczą przed sąsiadami, usprawiedliwiają. 

A „ojczym” się schował. Zalany w trupa przeczeka, aż ucichnie. Poczeka, aż na zakrapianą imprezę zaproszą innych, nowych, nieświadomych.  

Aż znowu ktoś udzieli przestrzeni na sranie na Polki i Polaków, na uprawianie powyborczego sportu jebania swoich. 

Aż gdzieś w zaciszu znowu zbierze żołnierzy. 

I krąg współuzależnionej „rodziny” zatoczy koło.  

Jak Fortuna – wygrywa tylko jeden, reszta kręci kołem. 

P.S. Jeżeli ktoś chce odebrać mi follow po tym wpisie, dać bana – nie krępujcie się. Jak nigdy nie będę miała żalu. 

Ja swoją drogę z alkoholikiem, który ciągnął mnie na dno jak siebie przeszłam już dawno.  

Nie wrócę do tego.  

Jana Grabca przepraszam za to, co spotkało Pana syna. 

Andrzej Grabiec, przepraszam cię chłopaku, nie poddawaj się i zasadź te swoje tysiące drzew. Przydadzą się”.  

Nie ze wszystkim się zgodzę. Nie rozumiem, o co chodzi z Krzyśkiem Luftem, ale jak go znam, nie wierzę, że powiedział coś niewłaściwego. Mam też inne zdanie w kwestii słowa „przepraszam”. Nie, nie przenosi ono gór, kiedyś przenosiło, dziś jest oznaką słabości i powodem do jeszcze większego gówna. Gdy opublikowałem nieprzemyślany i niezweryfikowany przeze mnie wpis kilka dni temu (tak mój fatalny błąd, który nie powinien się zdarzyć), a następnie, gdy tylko zorientowałem się po komentarzach, że ten błąd popełniłem i tweet ten usunąłem, dołączając przeprosiny, wylał się na mnie totalny i zorganizowany ściek, z jakim nie miałem do czynienia od dawna. Dożyliśmy czasów, w których słowo „przepraszam” i przyznanie się do błędu, traktowane jest na tym forum jak podstęp. Ale nie ten hejt jest najgorszy, najgorsze jest to, że prawie nikt z tej naszej, demokratycznej strony, nie wsparł mnie w tej całej sprawie. Zaledwie kilka osób pozytywnie zareagowało na moje przyznanie się do błędu. Tak, w takich czasach żyjemy.  

Żyjemy też w takich czasach, w którym po demokratycznej stronie dzieją się rzeczy, o których kiedyś nie było mowy. Dzisiaj ludzie z tej samej strony rzeki są w stanie pożreć się o głupi CPK. Tak, głupi, bo cała ta sprawa nie jest warta tego gówna, które wylewa się na głowy nawet wśród tego samego „obozu”. Wiele razy powtarzałem, żeby dać spokojnie pracować Maciejowi Laskowi nad tym projektem. To naprawdę niczego nie zmieni, gdy decyzja zapadnie za trzy miesiące. Pomijam, że będzie to decyzja całego rządu, a nie Macieja Laska – jego zadaniem jest jedynie przygotować rekomendacje dla rządu. I co z tego, że się opóźnia? No opóźnia się. I tyle.  

Przyglądam się temu wszystkiemu i doprawdy mam wrażenie, że większość użytkowników X-a nie rozumie, z czym mamy, od czasu przegrania wyborów przez obóz ZP, do czynienia. A po drugiej stronie mamy wyszkoloną armię kont żywych i sztucznych, kierowaną przez kilku oddelegowanych i wyszkolonych guru, z którymi współpracują całe armie żołnierzy. Bez żadnych skrupułów. I żadnych zahamowań. A przede wszystkim czujących się bezkarnie. Cel jest jeden: pomówić, zgnoić, poniżyć, wywlec wszystko, co się da, nawet prywatne sprawy, byleby hejt lał się bez ograniczeń. I triumfować, gdy ten cel się osiągnie. Gdy atakowany w końcu dojdzie do ściany i zapyta siebie: po cholerę tu być i dawać się tak poniżać? W imię czego? Polityki? Nie, nie mam nic przeciwko rozliczaniu polityków (rozliczaniu, nie gnojeniu), oni się na swoją rolę w społeczeństwie zgodzili i wybrali ją, ale grzebać w życiu prywatnych osób? Przepraszam, do głowy by mi nigdy nie przyszło, aby zajmować się prywatnym życiem kogoś, kto ma inne zdanie niż ja. Naprawdę są jakieś granice. Przepraszam – powinny być. W dzisiejszym świecie już ich nie ma. Po drugiej stronie brzegu jest jeszcze coś. Jedność i solidarność, niezależnie od tego, co by się nie działo, jaki by szwindel nie wyszedł na jaw lub co by polityk ZP nie napisał lub powiedział, oni zawsze będą razem. Po „naszej” stronie jest wieczny problem, ciągle się coś nie podoba, a to za szybko, a to za wolno, a tak nie miało być, a ten coś powiedział nie tak. Tysiąc osób, tysiąc zdań.  

Przez osiem lat rządów PiS widziałem jakiś sens w trwaniu na tym polu nieustannej wojny. Od kilku tygodni widzę tego sensu coraz mniej. Na X-e nie ma żadnych pogłębionych dyskusji, jest wyłącznie napierdalanie, i to nieważne, obcy czy swój. Ważne, że ten czy inny popuścił swoim emocjom. Oczywiście nie mam żadnych wątpliwości, jak ten mój felieton będzie odebrany, zwłaszcza po tamtej stronie. Triumfom nie będzie końca – dopadliśmy lewackiego skurwysyna i dobrze mu tak, bo racja jest zawsze po naszej stronie. Bóg, honor, ojczyzna, amen.  

Warto przystanąć. Zająć się tym, co naprawdę w życiu jest ważne. A jest tych ważnych spraw i osób w naszym życiu naprawdę wiele. Taplanie się w gównie nie jest w stanie tego zastąpić.  

Good night and good luck Państwu.  

2 odpowiedzi

  1. Nie wiem, czego bardziej nie lubię po „naszej stronie”. Zorganizowanej propagandy i hejtu w stylu SilnychRazem, Pablo Moralesa i jego brata, czy inb rozpowszechniających oszczerstwa wraz z wiarą w płaską ziemię. Jest tego mnóstwo. Działa prawo gorszego pieniądza. Nie wiem, czy to się da zatrzymać. Wiem za to, do jakiej ściany nas to zaprowadzi. Wszystko: i „inny”, i „jedność”.

    Zgrałem się z pomysłów. Jak pewnie wiesz, dostałem kompromitujący łomot w wyborach. Przestaję się czuć winny (a czułem się winny wobec bardzo wielu ludzi, których namówiłem na nadstawianie karku — w tym podkładanie się pod hejt „swoich”). Przestaje się czuć winny, bo większość wciąż wybiera i politykę, i model życia publicznego, którego nie umiem, nie chce znać i mieć z tym czegokolwiek wspólnego.

    Popatrz na taki Wrocław, zwycięzcę II tury Jacka Sutryka i przegraną p. Bodnar z 3D. Zwycięstwo Sutryka było miażdżące. Choć on zdryfował na pozycję internetowego celebryty prezentującego na swych profilach zdjęcia własne opalenizny na tle lazuru wód i nieba, choć kupował od własnej gminy, choć Collegium Humanum. Itd. PO nie wystawiła swojego, bo on został szefem regionu wbrew rekomendacji Tuska, jest młody, pewnie słabe są u niego „trzymania”. Pod tym ostatnim względem skompromitowany Sutryk nadawał się idealnie. Jeśli nie wiedział, że bez partii nie istnieje i nawet próbował bez niej istnieć, to teraz już wie jak to jest w życiu…

    Nie mam pojęcia, czy p. Bodnar byłaby lepsza. I wiem, że Sutryk ma realne zasługi. Kilka z nich sam odczułem, kiedy UM skutecznie żądał od policji rozwiązania i rozpędzenia marszów faszystow. Ale wyborcy uczą się, że „naszym” wolno więcej — wolno im wszystko. We Wrocławiu, w „bastionie”, już ich tego uczyć nie trzeba.

    W Gdyni poszło inaczej. Nie znam tu sytuacji — tyle wiem, że to przynajmniej w tym samym stopniu wzięło się z gówna rywalizacji wewnątrz partii, co ze świadomej presji spoza. Też słyszeliśmy tam, że „nie czas na eksperymenty”, że prezydent musi być „nasz” — ale nie wyszło. Może i jest nadzieja.

    Swoje nadzieje wiązałem z Trzecią Izbą. Ale nie wiem już, jak to zrobić. Patrz na popularność sejmowych transmisji. Są jak tt sprzed paru lat. Ewolucję łatwo przewidzieć.

    1. Cześć Pawle.

      Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, dużo zajęć w firmie i umknęło mi to.
      X to już nie jest TT. Musk zrobił z X ściek, gdzie każdy może napisać, co mu przyjdzie na myśl, bez żadnych konsekwencji.

      Co do „naszych”. Mam tu swoje przemyślenia, które chciałbym zawrzeć w kolejnym felietonie. Ciekawym Twojej opinii.
      Generalnie czasy są ciężkie, bo z jednej strony PiS zabetonował swoich gdzie się tylko da, a z drugiej strony oczekiwania w narodzie są rozbudzone.

      Zobaczymy…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *